wtorek, 29 września 2015

Dialogi rodzinne

Mój mąż jest mistrzem przekręcania wyrazów... Niby z pozoru wszystko oczywiste, ale w jego wykonaniu nawet smutne opowieści potrafią ubawić do łez. Zaraz za nim jest moja ciocia. O jej tekstach też warto wspomnieć.

Sytuacja 1
Mąż patrząc na zabawy córki: Maju, będziesz chyba BOTANIKĄ po mamie!

(oczywiście chodziło o botanika, moje licencjackie wykształcenie można pod ten tytuł podciągnąć)

Sytuacja 2
Mąż przejęty opowiadaniem o wypadku, który wydarzył się niedaleko naszych szkół: Kierowca potrącił dziewczynę na Świętopełka, koło Nowego Ogólniaka. Miała TRANSPLANTACJĘ czaszki i jest w śpiączce.

(wybaczcie, ale w tej sytuacji nie udało mi się zachować powagi, parsknęłam śmiechem; tylko mój mąż mógł pomylić trepanację z transplantacją)

Sytuacja 3
Zdarzenie miało miejsce w szpitalu. Wylądowałam w nim w jedne ze Świąt Bożego Narodzenia z powodu bardzo ciężkiej grypy. Właściwie to moja mama obawiała się nawet, że mam sepsę...

Mąż po przyjeździe do szpitala: Moja mama dzwoniła do mnie i pytała o Ciebie. Powiedziałem jej, że miałaś LIPOSUKCJĘ i nie wiadomo, kiedy wyjdziesz.
Ja: Karol, ja miałam punkcję lędźwiową, a nie liposukcję!

(tak wszyscy dowiedzieli się, co mi było; zamiast "odessania" płynu mózgowo-rdzeniowego podobno odessano mi tłuszcz; tylko ciekawe gdzie?)


Najzabawniejsze jest to, że Mąż z taką powagą przekręca niektóre wyrazy i nawet nie ma świadomości, co tak naprawdę mówi.


Moja ciocia z kolei przekręca często nazwy niektórych przedmiotów, np.
☆ pokal do piwa czy napoju - POKEMON
☆ samochód transit -  TARZAN
whisky Johny Walker red label - LABRADOR

Teksty cioci tak się przyjęły, że szklanki do napoju to już po prostu pokemony w naszej rodzinie, a whisky to zawsze labrador, rzeczy z kolei przewozimy tarzanem.


piątek, 4 września 2015

W przyszłości zostanę... NAUKOWCEM.




Będąc dziećmi marzymy, o tym, żeby w przyszłości być kimś wielkim. Będziemy robić coś, co inni docenią. Która z Was chciała być lekarką, piosenkarką, tancerką, a który z Was lekarzem, strażakiem, policjantem? Marzymy głównie o popularnych dobrze płatnych zawodach. Bo które z Was chciało zostać hydraulikiem, księgową czy kasjerką? Każdy zawód jest ważny. Często dalsze życie nie ma nic wspólnego z dziecięcymi marzeniami, ale... niektórym się udaje. Palec do budki, komu się udało? Mi, mi, mi!

Miałam kilka etapów marzenia kim będę. Wydaje mi się, że na początku była kariera muzyczna. Na szczęście w porę uzmysłowiłam sobie, że śpiewać nie umiem i się nie nauczę. Mój głos nagrywany na taśmy była dla mnie dziwny... obcy? Na pewno nie pasował do sławnej piosenkarki ;-)

Później wymyśliłam sobie, że zostanę naukowcem. Uwielbiałam eksperymentować! Stworzyłam nawet swoje własne laboratorium. Jedna z szafek z podwójnymi drzwiami, nazywana przeze mnie barkiem, zawierała najbardziej osobiste rzeczy, jakie posiadałam. Pamiętniki, notesiki, dziewczęce pierdołki znajdowały się po jego lewej stronie. Natomiast prawa strona została moim mini domowym laboratorium. Pierwsze eksperymenty polegały na łączeniu różnych płynów domowego użytku. Najczęściej jakiś detergentów. Później przyszedł etap testów. Wymyśliłam sobie, że moją miksturą składającą się z płynów znajdujących się w szafce łazienkowej oraz paskudnie pachnącego perfumu lub zmywacza (do dzisiaj nie wiem, czym było to paskudztwo zakupione przez moją mamę od domokrążcy) potraktuję Bogu ducha winny aloes. Nacinałam go, czasami odcinałam kawałek i polewałam miksturą. Swego czasu robiłam też mini perfumy w ampułkach. Miałam wyobraźnię ;-) Bycie naukowcem było dla mnie czymś naprawdę "WOW".

W międzyczasie pojawiło się marzenie o byciu tancerką. Uskuteczniałam to dość długo. Niestety nie udało mi się zostać tancerką Michael'a Jackson'a... później żoną itd. No i nigdy już nią nie będę ;-) Obecnie swoją pasję przelewam na dzieci. Zarówno Maja, jak i Wojtek uwielbiają tańczyć, a Wojtek dodatkowo jest szaleńczo zakochany w muzyce i teledyskach. Mam takie jakieś małe przeczucie, że zostanie muzykiem.


I co z tego wyszło? W końcu zostałam tym naukowcem. Uwielbiam spędzać czas w laboratorium. To zdecydowanie mój żywioł! Jednak, żeby nie było tak kolorowo, to bycie naukowcem jest dalekie od mojego ideału. Nie oszukujmy się, że to zbijanie bąków, udawanie, że coś się robi. Tak naprawdę to czasami droga przez mękę. Badania trwają miesiącami czy latami. Podejmujesz setki czy tysiące prób. Codziennie robisz to samo. Wydaje mi się, że jest w tym zbyt wiele monotonii. Poza tym wyposażenie laboratorium pozostawia zawsze wiele do życzenia. Sprzęty są niedokładne, a co za tym idzie próby są zafałszowane. Wyniki naciągane, to co powinno wyjść książkowo po prostu nie wychodzi. Bycie naukowcem w naszych laboratoriach pozostawiało wiele do życzenia... Swój dziecięcy cel osiągnęłam i teraz szukam dalej :-)



środa, 2 września 2015

Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one...

Powiedzenie stare, ale... jare. Jedni są ugodowi, inni mają wszystko gdzieś, a jeszcze inni buntują się na każdym kroku. Ludzie są różni, ale stosunki międzyludzkie bywają podobne. Relacje się zazębiaja - Ty mi, ja tobie. Bez wzajemności, to wszystko nie może dobrze działać. Jednak... Często "ty mi, ja tobie", to zbyt mało. Lepsze jest "ja tobie pozwalam na coś, ale ty mi cały czas (rób dobrze ;-) )".

Znam tak różnych ludzi, tak wiele osobowości i w wielu z nich odnajduję siebie. Jedni walczą o wszystko i ze wszystkimi, a wdepnięcie im na odcisk rodzi agresję. Inni pozwalają wszystkim na wszystko. Mają granice swojej wytrzymałości, ale na każdym kroku je pokonują. I tutaj pośrodku ja. Taki biologiczny Mix. Wytrzymuję wiele, naprawdę wiele, ale w pewnym momencie czara goryczy przepełnia się. Pożar niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze. Pozostawia  zgliszcza, z których nic albo prawie nic nie można zbudować. Zapalam się długo, ale później kiedy płonę, to końca nie widać. Nawet sam żar parzy. Długo chowam urazy. Bycie mixem jest do bani! Najpierw pozwalasz innym na niemal wszystko, a później masz pretensje, że sobie poużywali ile się da. Daj palec, a będą chcieli całą rękę. Dziwisz się, że biorą absolutnie wszystko i bez wyrzutów sumienia. Nie dziw się. Tacy są ludzie. Kiedy zauważą, że po Tobie mogą jeździć, to będą to robić niemal cały czas. Czego mają sobie żałować? Bycie dobrym ma swoje granice i swoje konsekwencje.

Czas na kolejne zmiany. Już czuję nadchodzącą 30-tkę. Na TE zmiany nigdy nie jest za późno. Czas być jeszcze twardszą, niczym skała... :-)


piątek, 31 lipca 2015

Streetcom - wyróżnienie za aktywność

Jakież było moje zdziwienie, kiedy na wyświetlaczu dzwoniącego telefonu pojawiła się nazwa Streetcom. Pierwsze, o czym pomyślałam to, to, że o czymś ważnym zapomniałam. Uprzejma Pani po drugiej stronie słuchawki powiedziała, że zostałam wybrana najbardziej aktywnym Ekspertem miesiąca w czerwcu i od zeszłego tygodnia nie potwierdziłam adresu do wysyłki nagrody. Wtedy już moja szczęka uderzyła o podłogę.

Niecierpliwie oczekuję bonu zakupowego do Empiku, a Was zapraszam do rejestracji w serwisie Streetcom. Jeśli lubicie testować nowe produkty, dostawać je zupełnie za darmo, w zamian ofiarując zaangażowanie w kampanie, dzielenie się próbkami i rozmowy o nowinkach na rynku, to Streetcom jest dla Was! Szykują się nowe kampanie, do których Was serdecznie zapraszam!!!


LINK REJESTRACYJNY



wtorek, 14 lipca 2015

Badaj siebie, badaj dzieci!

Badaj... Niby nic nadzwyczajnego,  ale mamy z tym problem. Często wychodzimy z założenia, że dopóki nie mamy czegoś na papierze, to jesteśmy zdrowi. Otrzymujemy wyniki badań i nagle zaczynamy chorować. Nasz umysł otrzymuje sygnał, że dzieje się coś złego i mamy czuć się gorzej. Zapominamy, ze tutaj nie chodzi tylko o nas. Pamiętajmy o naszej rodzinie. To dla niej jesteśmy ważni, najważniejsi. To nasz mąż potrzebuje zdrowej żony, żona zdrowego męża, dzieci zdrowych rodziców. Kto ich za nas wychowa? Ostatni element łańcucha jest najistotniejszy - DZIECI. Je też trzeba badać! To, że na pierwszy rzut oka wyglądają na zdrowe, nie powinno usypiać naszej czujności. Niektóre choroby potrafią przez długi czas nie dawać objawów albo dawać objawy tak niespecyficzne, że zrzucamy na zmęczenie, stres. Jeśli posiadasz jakieś choroby genetyczne,  bądź cały pakiet chorób (autoimmulogiczne lubią występować grupami),  masz obowiązek badać dzieci,  obserwować je czujniej. To samo dotyczy chorób, które mają Twoi rodzice bądź teściowie - pamiętaj, że możesz być zdrowy i jednocześnie być nosicielem, Twoje dziecko może być wówczas chore!


W przypadku chorób tarczycy, a konkretniej choroby autoimmulonogicznej,  musimy badać dzieci regularnie. Po porodzie, w wieku 5 lat,  9-10 lat i później w wieku dojrzewania. Nie ma sensu badać co roku,  fundować stres dziecku, jeśli wcześniejsze wyniki były dobre i nie widzimy żadnych objawów (na które jesteśmy już mocno wyczuleni). Nie robimy samego tsh,  które jest hormonem wyrzucanym pulsacyjnie, co oznacza,  że jest bardzo zmienne - lubi się wahać. Robimy całą trójkę tarczycową (tsh, ft3 i ft4), w przypadku Hashimoto aTPO i/lub aTG. W przypadku pogorszenia wyników należy również wykonać usg tarczycy i udać się do endokrynologa dziecięcego (nie każdy gabinet oferuje usg!).


Badając po raz pierwszy Maję, okazało się, że jej tsh odbiega od normy (6,9), a mimo to ft3 i ft4 są prawidłowe. Co prawda są na poziomie ok. 20% i 50% (powinny być na poziomie 70-80% normy), ale nie są poniżej normy, co ma miejsce w niedoczynności. Dowiedziałam się, że to eutyroza. Lekko podwyższone tsh przy prawidłowym ft3 i ft4. Na początku mamy spróbować z jodem. Przez 3 miesiące będzie przyjmowała 1 tabletkę Jodid 100 oraz witaminę D3. Po 3 miesiącach kontrola trójki tarczycowej + aTPO i w razie dalszych nieprawidłowości czeka nas wizyta u endokrynologa dziecięcego. W czasie intensywnego rozwoju tarczyca może nie nadążać i mam nadzieję, że to tylko tymczasowe.


Jod bywa toksyczny. Słyszysz tarczyca i zaraz pojawia się w myślach jod. Oczywiście jest on potrzebny do prawidłowego funkcjonowania tarczycy,  ale w przypadku chorób automunologicznych tarczycy bywa toksyczny. Sama tej toksyczności doświadczyłam. Dzieje się tak,  kiedy cierpimy na niedobór selenu. Dlatego łykamy selenometioninę (najlepiej przyswajalną formę) lub jemy orzechy brazylijskie.


czwartek, 11 czerwca 2015

U progu 30-tki - co jest ważne?

Tak jak nadejście nowego roku wywołuje nostalgię i skłania do przemyśleń, tak koniec dziesięciolecia niesie za sobą rozważania. Co osiągnęłam, a co pragnę osiągnąć. Choć 30 lat kończę dopiero w przyszłym roku, to moje rozmyślania już się rozpoczęły. Może dlatego, że to taki przełomowy rok. Może dlatego, że mam więcej czasu na analizę.

Jedno jest pewne: wiem, co jest ważne. Już dzisiaj nie zastanawiam się, co dzieje się za mną, czy może tam byłoby mi lepiej. Nie rozmyślam, jak moje życie potoczyłoby się, gdybym w przeszłości podjęła inne decyzje. Dzisiaj już wiem, że każda z decyzji była właściwa, bo każda była składową tego, gdzie jestem w tym momencie. A w tym momencie jestem po prostu szczęśliwa. Może nie mam wymarzonej pracy, może dzieci czasami próbują wejść na głową, a mąż daje popalić i mam ochotę trzasnąć drzwiami, ale to właśnie dzisiaj jestem szczęśliwa. Spełniona jako Mama dwóch cudownych urwisów, jako Żona najlepszego faceta na ziemi i walczę o lepsze jutro dla Nas. Dzisiaj już wiem, co chcę w życiu robić. Zaskakujące jest to, że 5 lat moich studiów okazało się być tylko kaprysem i nie pozwoliło zarobić na chleb. Jeszcze dziwniejsze jest to, że kiedy podejmę decyzję o wyborze innej drogi, nagle mogą rozdzwonić się telefony. Życie jest przewrotne i naprawdę nie ma co gdybać.

Należy podejmować decyzje. Dzisiaj już wiem, że moja praca ma mi dawać satysfakcję i spokój. O ile z satysfakcją nie tak trudno w dzisiejszej dostępności do zawodów, to ze spokojem bardzo trudno. Już wiem, że nie potrzebuję stresu, który wykańcza moje ciało i umysł. Jest coś, co mogę robić i mieć spokój, święty spokój. Być sterem, żeglarzem, okrętem. Ahoj!

czwartek, 14 maja 2015

Avon Nutra Effects z nasionami Chia - kampania Streetcom

Streetcom zaprosił mnie do kampanii kremu Avon Nutra Effects z nasionami chia (czyt. czija). Wspaniale jest testować nowości i po prostu opowiadać o tym innym, dzielić się swoją opinią na temat testowanego produktu, obdarowywać próbkami innych. Wiesz wówczas, że producent dba o zadowolenie swoich klientów i ich zdanie ma znaczenie w ulepszaniu produktu.


Co zawierała Paczka Ambasadorska?


- krem Avon Nutra Effects z nasionami chia dla mnie,
- próbki dla znajomych,
- 100 g nasion chia,
- 2 katalogi Avon.



Dlaczego warto stosować n a s i o n a   c h i a ?

Nasiona chia są źródłem witamin, minerałów i cennych kwasów omega 3 i 6; posiadają zdolność pochłaniania 12 razy więcej wody niż same ważą, dlatego ich wyciąg w kremach przedłuża okres nawilżania skóry.

100 gramów nasion chia to:
- 3x więcej żelaza niż w 100 gramach szpinaku,
- 5x więcej błonnika niż w 100 gramach płatków owsianych,
- 6x więcej wapnia niż w 100 mililitrach mleka,
- 2x więcej wielonienasyconych kwasów tłuszczowych (w tym omega-3) niż w migdałach,
- tyle samo cynku co w 100 gramach wołowiny.


Brzmi rewelacyjnie, prawda? Poza tym producent zapewnia, że przez 24 godziny skóra jest dogłębnie nawilżona oraz odżywiona niezależnie od wieku. Dlaczego?


Avon Nutra Effects występuje w 5 liniach:
  • nawilżająca (dla każdego wieku),
  • matująco-nawilżająca (dla każdego wieku) ,
  • ujędrniająca 35+,
  • rozświetlająca (dla każdego wieku) ,
  • zaawansowana linia przeciwzmarszczkowa 45+.

Linia matująco-nawilżająca ze składnikami matującymi i aktywnym kompleksem na bazie nasion chia. Matuje obszary, które mają skłonność do błyszczenia, i zapewnia skórze optymalne nawilżenie. Najlepszy dla skóry mieszanej i tłustej, w każdym wieku. SPF 15.

Linia ujędrniająca 35+ z aktywnym kompleksem na bazie granatu*. To bogate źródło antyoksydantów, minerałów i witaminy C, które pomagają spowalniać procesy starzenia się skóry, a także doskonale ujędrniają i napinają pozbawioną elastyczności skórę. SPF 20.

Linia rozświetlająca z aktywnym kompleksem na bazie nasion strelicji królewskiej**. Nawilża i pomaga zmniejszać widoczność przebarwień, sprawiając, że zmęczona i szara skóra odzyskuje promienny i zdrowy wygląd. Dla każdego typu cery w każdym wieku. SPF 20.

Zaawansowana linia przeciwzmarszczkowa 45+ z ceramidami i aktywnym kompleksem na bazie nasion granatu. Nawilża, odżywia, ujędrnia i zmniejsza widoczność zaawansowanych oznak starzenia się skóry SPF 20.


* nasiona granatu - źródło przeciwutleniaczy, minerałów i witaminy C; pomagają spowalniać proces starzenia się skóry, a także ujędrniają i napinają, przywracając jej utraconą elastyczność
** nasiona strelicji - wyciąg z nasion strelicji, jednego z najpiękniejszych, egzotycznych kwiatów, wspaniale wyrównuje koloryt skóry, przywracając cerze promienny i zdrowy blask


I co ważne - krem nie zawiera parabenów i sztucznych barwników! Został przetestowany alergologicznie i jest odpowiedni dla skóry wrażliwej!!! Brzmi idealnie, ale... na deser - kosztuje zaledwie 14,99 zł!!!!!!!!

~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~

Krem przetestowałam ja oraz moi najbliżsi i mogę zapewnić, że krem naprawdę nawilża. Moje hormony od kilku lat szaleją, dlatego miałam problemy ze skórą - najpierw cera była tłusta, po czym stała się sucha. Krem Avon Nutra Effects daje mi nawilżenie i odprężenie. Jest idealny dla mojej wrażliwej skóry i kosztuje naprawdę niewiele. W przypadku stosowania kremu pod makijaż polecam zaopatrzyć się w dobry matujący podkład. Krem stosowałam na noc, rano go zmywałam i nakładałam krem BB z Loreal. Niestety twarz się "świeciła", była mocno przetłuszczona w strefie T. Jednak, kiedy wróciłam do podkładu (również Loreal, wybrany w ciemno), to już nie mam tego problemu. Twarz jest idealnie matowa i nawilżona. Planuję również zakupić mleczko kokosowe, żeby przetestować chia jako superpokarm. Coś czuję, że nasiona chia zagoszczą w moim domu na dłużej - zarówno w łazience, jak i w kuchni :-)



Jeśli Ty też masz ochotę testować produkty zupełnie za darmo i dzielić się opinią ze znajomymi, to już teraz zarejestruj się na Streetcom - KLIK.



piątek, 8 maja 2015

OKT Kids bidon i butelka - akcja testowa

Jakiś czas temu mieliśmy przyjemność przetestować produkty firmy OKT Kids. Informację o naborze do testów przypadkiem znalazłam na Facebooku i trafiliśmy w grupę docelową tej firmy 😉 Testowaliśmy bidon i butelkę z płaskim dziubkiem.

Akurat byłam na etapie poszukiwania bidonu dla Wojtusia,  który nie potrafił pić przez słomkę. Standardowe słomki do niego nie przemawiały,  więc miałam nadzieję, że kolorowy bidon pomoże nam w nauce. Jakie było moje zdziwienie,  kiedy za pierwszym razem udało mu się z niego napić! Słomka nie jest zbyt cienka, więc spokojnie można ją wyczyścić. Bidon jest dość duży, ale mimo wszystko idealnie wpasował się w maleńkie rączki Wojtusia. Jego gabaryty przeszkadzają jedynie podczas jazdy rowerem - nie mieści się w uchwycie na bidon. No i... mamy problem z przeciekaniem. Tego najbardziej się obawiałam! Niestety trzeba to mocno dokręcać, a i tak zdarzyło się, że picie leciało górą. Także bidon w worek i do torby 😉

Co do butelki z płaskim dziubkiem,  to jest rewelacyjna. Bardzo dobrze się z niej pije. Synek ją pokochał 😊

Produkty firmy OKT Kids z całą pewnością wykonane są z bardzo dobrej jakości plastyku! To nie pierwsze i nie ostatnie produkty tej marki w naszym domu. Firma dba o swoich klientów,  ich satysfakcję. Świetna cena i jakość produktów do nas przemawiają!  😄

sobota, 25 kwietnia 2015

Mamy fajne Mamy

Moja 5-letnia córka weszła już na dobre w okres koleżeńskich imprez urodzinowych. Od stycznia była już na czterech takich zabawach. Jutro idziemy na piątą, a z szóstej (również kwietniowej) rezygnujemy ze względu na formę. Niezły wynik, prawda?

Wydawać by się mogło, że to lekka przesada, że niezdrowo, że zbyt drogo. Nieprawda!

Po pierwsze: jeśli otrzymujesz zaproszenie, to znaczy, że ktoś naprawdę chce Cię widzieć. Nie robi tego z uprzejmości. Dzieci są takie... dosłowne. Zapraszają tylko tych, których lubią i koniec. Więc, dlaczego dziecku robić przykrość? I swojemu, i solenizantowi? 
Po drugie: im dzieci częściej się widują (wiem, że od poniedziałku do piątku z niektórymi to AŻ za dużo), tym ich więź się bardziej zacieśnia. Tworzą się przyjaźnie, które również bardzo istotnie budują tożsamość młodego człowieka. Uczą, naprawdę uczą - inności, wrażliwości i zaznajamiają ze światem. Często takie spojrzenie na inną rodzinę jest ciekawym przeżyciem - jej relacje mogą być dobrą nauką albo przestrogą dla nas Rodziców.
Po trzecie: jakie drogo?! Prezenty na koleżeńskie urodziny, to małe podarunki. Zawsze staramy się robić prezenty do 50 zł, czasami 60 zł. Kiedy zorganizowaliśmy takie urodziny dla Mai w klubie zabaw dla dzieci, to tak naprawdę mieliśmy ogląd na to, jakie "robi się prezenty". Prezenty mieściły się w przedziale 30-60 zł. Nie, nie biegałam po sklepach i nie sprawdzałam cen (bardzo tego nie lubię!), ale mam świadomość, ile kosztuje lalka Barbie albo gra edukacyjna czy książeczki z naklejkami itp. Odetchnęłam z ulgą, bo prezenty są w granicach zdrowego rozsądku. Poza tym warto spojrzeć na koszty, jakie ponosi rodzic organizując takie urodziny. W popularnym u nas klubie zabaw wynosi on 30 zł za dziecko + kawa, ciasto dla rodzica.
Po czwarte: nie było to uwzględnione, ale takie urodziny, to świetna okazja do spotkania się RODZICÓW! Na pierwsze koleżeńskie urodziny Maja została zawieziona przez mojego Męża i odebrana po zakończeniu. Mąż mówił, że niektórzy rodzice zostają... Trochę mnie to zdziwiło. Po co zostają? Pilnują swoich dzieci? Na kolejnych urodzinach również została sama. W sumie to dobra okazja dla rodziców pobycia sam na sam albo załatwienia swoich spraw. Na trzecie urodziny pojechałam z nią. Chciałam zobaczyć, o co chodzi w tym wszystkim. Zostałam i teraz jeżdżę już na każde urodziny. Dzieci bawią się pod okiem opiekunki, a rodzice rozmawiają. Najczęściej na temat dzieci, ale jest tak przyjaźnie, każdy każdego rozumie. Dochodzimy do wniosku, że mamy te same problemy. Podrzucamy sobie pomysły na złagodzenie jakiejś sytuacji. Radzimy się, wspieramy. I mimo że jest to chwilowe, to później spotykamy się w przedszkolu zaprowadzając lub odbierając swoje pociechy i łatwiej... rozmawiamy. Nawiązujemy ze sobą nici porozumienia. Nasze dzieci naprawdę nas łączą.



Dzisiaj przeszłam na kolejny etap. Jedna z mam zaprosiła Maję i przy okazji mnie (nie mogłam nie skorzystać!) na odwiedzenie ich w domu. Okazało się, że będą jeszcze dwie mamy z dziećmi. I wiecie co? Było fantastycznie! Dzieci bawiły się świetnie. Maja zobaczyła, jak mieszka jej koleżanka, jakie relacje łączą jej rodzinę i na sam koniec stwierdziła, że chce zostać jeszcze 5 godzin. A Mamy mogły porozmawiać o swoich pociechach i poczuć się mniej samotne i zagubione na obecnym etapie rozwojowym naszych dzieci. Naprawdę doszłyśmy do wniosku, że mamy te same problemy. Choć słowo problemy jest zbyt wyolbrzymione. W naszych domach dzieje się podobnie. Nasze dzieci fundują nam te same skoki ciśnienia. Padło kilka cennych rad ze strony mamy, która zachowuje zimną krew w sytuacjach kryzysowych. Chcę z nich skorzystać. Teraz planuję zaprosić te Mamy do siebie. Podsycić tym przyjaźń naszych pociech i być może zacieśnić bliższe relacje z nimi. Czas pokaże. Po dzisiejszym dniu jestem naładowana pozytywną energią!







Zmieniając zupełnie temat. Testuję obecnie krem Avon Nutra Effects, więc niebawem relacja. W przyszłym tygodniu mam otrzymać przesyłkę z butelką i bidonem od OKT Kids. Miałam się rozglądać za bidonem dla Wojtka (oby nie był różowy!). I jeszcze późnym wieczorem dostałam maila od Le Petit Marseillais - wygląda na to, że szykują dla mnie pachnącą przesyłkę :) To był naprawdę świetny dzień!



piątek, 10 kwietnia 2015

Prezenty

Otóż kupowanie prezentów rządzi się swoimi zasadami. Niby banał, ale kiedy nad tym się zastanowisz to, kupienie dobrego prezentu nie rujnując przy tym budżetu rodzinnego, wiąże się z działaniami logistycznymi. Planowanie. Świetne słowo, tak doskonale znane wszystkim kobietom, a u wszystkich Mam w małym paluszku. 


Plan prezentowy:

  1. Wyznaczenie wszystkich okazji, na które robimy prezenty. Warto to zrobić na początku roku przy okazji wpisywania w nowy kalendarz wszystkich: urodzin, imienin, rocznic, zakreślania świąt itd. Większość z tych dat jest stała. Przy wydarzeniach nieplanowanych typu wesela odrobinę modyfikujemy nasz plan. 
  2. Ustalenie kwoty pieniędzy, którą chcemy przeznaczyć na daną okazję. Z pewnością w Waszych domach inną kwotę przeznaczacie na urodziny, inną na święta i jeszcze inną na Dzień dziecka. Jest to na tyle istotne, że sztywno będziecie się trzymać budżetu i przy okazji nikt Wam nie zarzuci, że dostał lepszy/gorszy prezent. Każdy dostaje po równo :-)
  3. Zbieranie prezentowych informacji. To chyba jedna z najważniejszych umiejętności. Słuchanie. Mój Mąż jest tym zawsze zdumiony i zadaje pytanie: skąd wiedziałaś?! Jak to skąd, ja po prostu uważnie słuchałam tego, co kto mówił, czym się zachwycał itd. To naprawdę nie jest trudne! Warto jednak takie informacje zapisywać, ponieważ pamięć bywa ulotna ;-) Zachwyt w czyiś oczach (szczególnie dzieci) jest najlepszym podziękowaniem za trafiony prezent.
  4. Rozłożenie zakupów na raty. Pamiętasz, jak to jest w grudniu? Szał, prawdziwy szał i ból portfela. Dlatego właśnie zakupy powinno się rozłożyć w czasie. W naszym domu zakupy gwiazdkowe robię już od... września. Wiem, że to dużo czasu, ale kiedy postanowiłam zostawić to dopiero na październik, to i tak okazywało się, że w grudniu dopadał nas szał. Wrzesień jest optymalnym miesiącem. W przypadku np. urodzin warto kupować miesiąc albo nawet dwa przed, szczególnie jeśli cały prezent ma się składać z kilku mniejszych. Później tylko "składasz" go w całość i nie panikujesz kilka dni przed okazją. Wszystko masz już schowane w szafie :-)
  5. Odpowiednio wczesne rozpoznawanie rynku. No tak, wiesz już co chcesz kupić, ale teraz należy podjąć decyzję czy zamawiasz przez Internet czy kupujesz u siebie na miejscu. To etap, który zajmuje najwięcej czasu już w kontekście samego kupowania, dlatego warto to rozpocząć o wiele szybciej (patrz punkt 4). Jestem zdecydowaną zwolenniczką e-zakupów - w zaciszu własnego domu podejmuję decyzję tak długo jak chcę, kurier przynosi do rąk własnych, a co najważniejsze - mam dostęp do szerszego rynku niż ten mój lokalny. Jednak czasami okazuje się, że na miejscu otrzymasz coś od ręki i, nie dość tego, taniej niż w Internecie doliczając wysyłkę. Czasami po prostu w Internecie nie znajdujesz tego, co sobie wymyśliłaś i musisz wyruszyć w teren ;-) Tyle ciekawych rzeczy może wpaść przy okazji w ręce!
  6. Kupowanie. To oczywiste, że kupisz tam, gdzie taniej, więc kiedy już masz coś upatrzone i w dobrej cenie, to się w ogóle nie zastanawiaj i kupuj. Jeśli do okazji zostało jeszcze trochę czasu, to po prostu chowasz prezent do szafy i czeka na ten moment. Jesteś spokojniejsza, bo nie dotknie Cię stres związany z kupowaniem na szybko. Kiedy ta szafa do Ciebie krzyczy: wyciągnij prezent i pokaż go, to walcz z tym, a jeśli nie jesteś w stanie, to podziel się tą informacją z kimś dla kogo na pewno ten prezent nie jest - ja dzielę się z Mężem ;-)
  7. Przygotowywanie prezentu. Wszystko masz w szafie, teraz czas to wyciągnąć! Ważne jest, żeby o niczym nie zapomnieć, jeśli masz go pochowane w różnych miejscach. Pakowanie prezentu rozpoczynam kilka dni wcześniej, żeby uniknąć wciśnięcia w jakąś prezentową torebkę chwilę przed wyjściem. Staram się korzystać z kolorowych papierów, celofanów i kolorowych wstążek.
  8. Wręczanie prezentu. Zdecydowanie to jedna z najprzyjemniejszych części, razem z szukaniem i kupowaniem prezentu. Wręczasz go i rozkoszujesz się radością. Zdecydowanie bardziej wolę wręczać prezenty niż je otrzymywać ;-)


środa, 8 kwietnia 2015

Druga wizyta w Urzędzie Pracy

Rejestrujesz się w Urzędzie Pracy i myślisz, że jak za dotknięciem magicznej różdżki znajdzie się cudowna praca, bo właśnie na Ciebie czekano i rozwiązanie problemów z opieką nad dziećmi, bo akurat znajdziesz idealną opiekę. Nie wszystko jest takie poukładane, natychmiastowe, a wręcz odwrotne - wyczekiwane, nerwowe i długotrwałe.

Według mojego motto "co ma wisieć nie utonie, co ma być to będzie" z każdej sytuacji staram się wynieść lekcję. Już nie raz się przekonałam, że marzenia się spełniają (nawet te najbardziej nierzeczywiste na dany moment w życiu), ale albo trzeba sobie na nie zapracować albo są niespodziewanym darem od losu. Co najważniejsze, spełniają się! Wierzymy, dążymy i osiągamy wymarzony cel.

I właśnie zawodowy cel sobie postawiłam. Jestem jeszcze odrobinę zagubiona - iść tą drogą czy absolutnie się przekwalifikować? Jednak za bardzo kocham tę moją biologię, żebym miała ją rzucić.

Całe dzieciństwo marzyłam o tym, żeby zostać naukowcem. Ten cel osiągnęłam już 5 lat temu, jednak nie dał mi szczęścia. Nie tak wyobrażałam sobie robienie eksperymentów, pracę w laboratorium... To wszystko okazało się zbyt ludzkie, złośliwe, przesiąknięte wytycznymi i sztucznym rozjaśnianiem niejasnych wyników. Jeśli wiecie o czym piszę ;-) Nie chciałam tam być z innymi. Wolałam pracę w pustym laboratorium po godzinach, nasłuchując jedynie pracy sprzętów, rozkoszując się tą nie-naukową atmosferą. Po czym uciekałam tylko po to, aby w domu zatopić się w swoim dzienniku badań. Tak, zostałam magistrem i sen się skończył. Sen, do którego wtedy nie chciałam wracać. Widziałam siebie gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie moja praca byłaby naprawdę potrzebna. Po tylu latach ciągle rozmyślam o pracy w tym miejscu, a marzenia stają się coraz bardziej realne.

Spotkanie w Urzędzie Pracy uświadomiło mi, że to ostatni dzwonek na działanie. Jestem jeszcze przed trzydziestką, a za rok wiele z tych profitów będzie dla mnie nieosiągalnych. Rozmowa dotyczyła praw, obowiązków i możliwości. Niby niewiele, ale wyszłam zmotywowana do działania.

Jeszcze długa droga przede mną, tona papierologii, kilka ważnych rozmów, załatwianie, UCZENIE SIĘ i może... Może za jakiś czas, w końcu będę tam, gdzie być powinnam. Tak, będę na pewno! :-)




środa, 18 marca 2015

Nie-chce-mi-się a Hashimoto

Od jakiegoś czasu cierpię na wieczne nie-chce-mi-się. Mimo że lubię misie (i mam swoje dwa ulubione), to tych misiów szczególnie nie lubię. Nie mogę zmusić się do działania. Pół dnia snuję się bez celu z Młodym po domu, a drugie pół dnia próbuję nadgonić to, czego nie zrobiłam.

Oczywiście uznałam, że winny jest mój układ odpornościowy, który w tym okresie jakże szczególnie daje popalić tarczycy. Tarczyca ledwo zipie, a niedobór hormonów powoduje to zniechęcenie i brak sił do działania. Włosy nie lecą garściami, więc pewnie nie jest aż tak źle? Jako że przekroczyłam magiczną szóstkę tygodni na nowej dawce leków, z samego rana pobiegłam do laboratorium. Poniedziałek. Jak zwykle w poniedziałek cała poczekalnia ludzi, a ja miałam mało czasu, żeby 1. pobrać krew, 2. kupić coś na śniadanie, 3. wrócić przed ósmą, co by zwolnić męża z opieki nad Najmłodszym. Wszystko biegiem, więc udało się.

Wyniki w Hashimoto. Znowu mnie zaskoczyły! Ostatnio skakały od nadczynności po niedoczynność. Byłam nastawiona na kolejne pogorszenie, a tu spadek tsh. Teraz w połowie normy, choć powinnam zejść gdzieś w okolicę 1,5. Szkoda, że ft3 i ft4 ciągle poniżej połowy normy. Czas podwyższyć dawkę, stopniowo, bez skoków.

Mój problem to przesilenie wiosenne i postępujące lenistwo, a nie Hashimoto... Nie popadam w skrajność i nie przypisuję tego, co aktualnie się ze mną dzieje wyłącznie Hashimoto. Typowe objawy to co innego. Jeśli jestem bardziej zmęczona i rozdrażniona niż zwykle, to pierwszym podejrzanym staje się tarczyca. Jeśli włosy lecą na potęgę, a kolana aż skrzypią, to znak, że mam rzut choroby. Objawy kiedyś zupełnie niespecyficzne, stały się dla mnie charakterystyczne. Jednakże przypisywanie wszystkich dolegliwości Hashimoto byłoby absurdem. Znacie osobę, która ZAWSZE czuje się dobrze? Ja takiej nie znam ;-)








Tarczyca - ważny gruczoł

Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z dużej roli, jaką w organizmie odgrywa tarczyca. Produkowane przez nią hormony docierają do wszystkich organów i od poziomu tych hormonów zależy w dużej mierze funkcjonowanie całego organizmu. Dlatego zakłócenia w jej pracy nie tylko pogarszają ogólne samopoczucie, ale mogą odbić się niekorzystnie na pracy np. układu nerwowego (spowolnienie funkcji intelektualnych, lęki, depresja), krążenia (zaburzenia rytmu serca, choroba niedokrwienna serca, podwyższenie cholesterolu, ciśnienia), pokarmowego (spowolnienie pracy jelit, zaparcia) oraz prowadzić do spowolnienia przemiany materii, niedokrwistości, zaburzenia krzepnięcia krwi. Zaawansowana niedoczynność bywa przyczyną niewydolności oddechowej.


wtorek, 3 marca 2015

Mama NIE wraca do pracy

Nadszedł ten czas w życiu Mamy, kiedy musi podjąć jakieś decyzje. Nie chodzi tu o wybór produktów dla swojej pociechy czy miejsca tegorocznych wakacji. Przychodzi taki moment, w którym Mama rozlicza się z teraźniejszością. Podejmuje decyzje, których skutki poniesie cała jej rodzina. 

Urlop macierzyński dobiega końca i co dalej? Jak zawsze jest kilka opcji, ale która z nich będzie tą słuszną, tą najlepszą? Bierzesz kartkę, po lewej stronie piszesz plusy, po prawej minusy. Jedna kartka za powrotem do pracy, druga za pozostaniem w domu. Przeprowadzasz zimne kalkulacje, a im bliżej końca urlopu tym kalkulacje stają się bardziej nerwowe. Nawet jeśli podejmiesz decyzję, to i tak milion razy w Twojej głowie pojawi się pytanie: czy aby na pewno dobrze wybrałamNie wystarczy Ci, że cała rodzina poprze taką, a nie inną decyzję, bo TO TY MUSISZ BYĆ PEWNA. To przecież Twoje życie, a szczęśliwa Mama, to szczęśliwe Dzieci i równie szczęśliwy Tata. W takim układzie wszyscy są zadowoleni.


Mimo iż swoją decyzję podjęłam już ponad rok temu, to i tak w mojej głowie zapaliła się lampka z napisem: robię dobrze? Nikt nie przepowie przyszłości, a każda decyzja niesie konsekwencje, mniejsze bądź większe. Nie wróciłam do pracy z tak wielu powodów, a znalezienie choć jednego przemawiającej za powrotem stało się niemożliwe.

Rozwiązałam umowy, pozbierałam dokumenty i oto stanęłam przed nim. Rzekłabym: nagusieńka jak Świtezianka, jednakże nagie i bezbronne było tylko moje wewnętrzne Ja. Pierwszy raz od długiego czasu poczułam się zagubiona, niepewna i... przegrana. Urząd Pracy znałam tylko z opowiadań. Nie wiedziałam, jak wygląda, w jaki sposób załatwia się tam te wszystkie sprawy. Na szczęście miejsce okazałoby się być przyjazne właśnie takim zagubionym ludziom. Szybko odnalazłam miejsce rejestracji, panie w informacji mówiły ludzkim językiem, a pani z doradztwa wykazała zrozumienie, kiedy powiedziałam, że nie podejmę pracy za najniższą krajową. Nie z powodu widzi-mi-się, ale z czystych kalkulacji. Mamy tak już mają. Kiedy kolejny raz tego dnia zadzwonił telefon - jak na złość podczas wizyty w UP - okazało się, że to Mąż. Szybki sms o treści: UP. Niespodziewanie zjawił się w Urzędzie jako wsparcie, z wielkim uśmiechem na ustach. Mamy czasami się boją, ale na szczęście Tatusiowie są od poczucia bezpieczeństwa. Namówił na rozeznanie się w tablicach informacyjnych dla chcących się aktywizować i moim oczom ukazało się to, czego podświadomie szukałam. Opcji najlepszej z najlepszych. Dwa słowa: studia podyplomowe. Mamy chcą iść naprzód, nie chcą, aby ich dzieci były wymówkami, że czegoś się nie zrobiło, ale motywacją do działania. Z pustego i Salomon nie naleje, ale z nie-ma-niczego-do-zjedzenia Mama zrobi zupę. Tym oto tropem idę, szukam i kombinuję, aby te moje dwie pociechy były w przyszłości bardzo ze mnie dumne!