środa, 31 grudnia 2014

Podsumowanie

Lubię podsumowywać i wyznaczać nowe cele. Rok 2014 był niesamowity. Pamiętam, jak z płaczem i wielkim żalem kończyłam rok 2013. Moje marzenie było jedno: aby nowy rok był lepszy od tego roku. Rok 2013 był dla nas bardzo ciężki. W naszym życiu wydarzyło się tak wiele złych rzeczy, których niemal nie byłam w stanie udźwignąć. Jedyną pozytywną rzeczą była właśnie druga ciąża, o której dowiedzieliśmy się w czerwcu i październikowe poznanie płci. Całą resztę pragnę pominąć i wyprzeć ze swojej pamięci. 

Na szczęście moje życzenie noworoczne się sprawdziło. Rok 2014 zdecydowanie był naszym rokiem. Może dlatego, że tak dobrze się rozpoczął? Wszystko postawiłam na jedną kartę - poszłam na L4. To była zdecydowanie najlepsza podjęta decyzja w obecnym roku! Styczeń i niemal cały luty spędziłam próbując się uspokoić po ostatnich wydarzeniach i przygotowując się na spokojnie do przyjścia na świat naszego Synka. 24 lutego 2014 roku zostałam po raz drugi mamą. Kolejny najpiękniejszy dzień mojego życia, który notabene sobie wybrałam. Jak postanowiłam, że urodzę tego dnia, tak się stało. Pamiętam, jak leżąc już w największych bólach na sali porodowej spojrzałam przez okno i moje myśli się rozjaśniły. Pomyślałam, że to piękny dzień na to, żeby urodzić Synka. Tak pięknie świeciło słońce. Leżałam w tym samym miejscu niemal 4 lata wcześniej, ale wtedy był późny wieczór i nie miałam takich widoków. Też patrzyłam w to samo okno, na ten sam zegar tuż obok niego. Później dowiedziałam się o ciąży kuzynki. W międzyczasie urodziła się siostrzenica mojego Męża, młodsza od Wojtusia o równo 9 tygodni. Następnie pojawiła się informacja o ciąży kuzynki Męża. Ślub mojej kuzynki. Ślub kuzynki Męża. Nasza 6 rocznica związku. 5 rocznica ślubu. Święta i narodziny córki mojej kuzynki, małej Zuzi. Po świętach narodziny córki kuzynki Męża, malej Anastazji. 

Ten rok upływał bardzo powoli, na delektowaniu się chwilami, a jednak minął mi zastraszająco szybko. Minął, co najważniejsze, bardzo spokojnie. Tego było mi trzeba. Świętego spokoju. Mimo, że nie działo się zbyt wiele, to jednak to, co się wydarzyło było piękne. Pierwsze spojrzenia i uśmiechy Wojtusia. Pierwsza marchewka, chichotanie, siedzenie, ząbek, raczkowanie, wstawanie itd. Miałam szansę po prostu być przy dziecku 24 godziny na dobę. Nie żałuję tego roku. Jestem szczęśliwa, że mogłam poświęcić mu swój czas. Najważniejszy rok w życiu Wojtusia spędzam będąc z nim. Jeden z ważniejszych momentów w życiu Mai, jako starszej siostry, członka większej rodziny. Niejednokrotnie usłyszałam z jej ust, jak bardzo się cieszy, że nie muszę iść do pracy. Jej pierwszy rok życia niemal przegapiłam, niemal go nie pamiętam. I to właśnie przez pracę. Nie dość, że wracałam późno do domu, to zajmowałam się obowiązkami domowymi (w tym czasie Mąż zajmował się Mają) i kończyłam, kiedy musiałam ją położyć albo usypianie było tylko przerwą w obowiązkach. Pamiętam, to zmęczenie, frustrację i wieczne niezadowolenie. Na szczęście teraz wiem, co jest ważne w życiu. Już wiem.







Rok 2014 był piękny. Jeśli 2015 będzie podobny to będę nadal szczęśliwa, a jeśli jeszcze lepszy to będę wniebowzięta. Oby wszystkie sprawy udało się rozwiązać po mojej myśli. Obym nadal nie musiała pracować i mogła być z dziećmi, a jeśli już pójść do pracy to tylko takiej prawdziwej. Mam pewien cel, pewną nadzieję i tym żyję. Lepszym zawodowym jutrem. Oby dzieciom odpuściły wszystkie choroby. Oby Wojtuś przegnał tę alergię i wieczny katar. Oby się okazało, że Maja dobrze słyszy. Oby dobrze zniosła wizytę u dentysty. Swoją chorobę pokonam. Obiecuję. Oby podwójne urodziny dzieciaków się udały. Oby wszyscy goście dopisali. Oby niektórzy zostawili wszystko, co złe już za nami. Obym zostawiła to, co złe za mną i potrafiła żyć normalniej. Obyśmy przeżyli kolejne piękne wakacje w czwórkę. Oby dalej nam się tak szczęściło, a wszystkie dzieciaczki rosły zdrowo i pojawiły się na świecie kolejne. Oby...



niedziela, 7 grudnia 2014

Zima... zima zła?

A gdzież tam! Gdzie ta zima, która wymraża wszystkie bakterie i wirusy? No gdzie?

Ostatnio mieliśmy czarną serię chorób. Najpierw seria przeziębień, później grypy żołądkowo-jelitowej. Ta druga pokonała całą naszą rodzinę po kolei. Zaczęło się od Mai, później miałam ją ja, mój dziadek, moja mama, Wojtek, mój Mąż, siostrzenica Męża, teściowa, siostra Męża, moja siostra i mój przyszły szwagier. Nigdy nie spotkałam się z niczym tak zaraźliwym! Kilka osób zostało oszczędzonych z niewiadomych powodów - mieli z nami bliski kontakt. Maja wycałowała kuzyna, a małemu nic nie było. Kiedy Wojtek zaczął nam wymiotować, to naprawdę się wystraszyłam. Już miałam w głowie rotawirusa, na którego nie był szczepiony, szpital i kroplówki. Na szczęście lekarka z pogotowia przepisała mu czopki na zahamowanie nudności i kazała nawadniać byleczym (wodą, herbatą, bo elektrolitów nie chciał pić, ani nawet ORSu z HiPPa). W zeszłym tygodniu padła już ostatnia ofiara tej okropnej grypy i mam nadzieję, że już nigdy do nas nie powróci!

Wojtek doszedł do siebie, po prawie 3 tygodniach wreszcie minął mu katar, ale wróciła biegunka. Tym razem to zęby. Czekamy na dwójki. Z kolei przeziębienie Mai ciągnie się w nieskończoność. Nie lubię tej długiej jesieni, nie lubię...

Jak się czuje Mama Hashimotka? Niestety gorzej. Objawy choroby się nasiliły - skórę mam bardzo suchą, wróciła większa nerwowość i jestem bardziej zmęczona niż zwykle. Mogłabym spać całymi dniami. Nie ubłagalnie zbliża się styczeń, miesiąc wielkich zmian. Od nowego roku zmieniam swoje życie - przechodzę na dietę PALEO, a konkretniej na protokół autoimmunologiczny. Ta dieta to bardziej styl życia niż typowo wyliczone posiłki. Będę jadła dozwolone produkty w dowolnej ilości. To mi się akurat podoba! ;-)


Tutaj taki mały przedsmak dla ciekawskich - TłusteŻycie