sobota, 25 kwietnia 2015

Mamy fajne Mamy

Moja 5-letnia córka weszła już na dobre w okres koleżeńskich imprez urodzinowych. Od stycznia była już na czterech takich zabawach. Jutro idziemy na piątą, a z szóstej (również kwietniowej) rezygnujemy ze względu na formę. Niezły wynik, prawda?

Wydawać by się mogło, że to lekka przesada, że niezdrowo, że zbyt drogo. Nieprawda!

Po pierwsze: jeśli otrzymujesz zaproszenie, to znaczy, że ktoś naprawdę chce Cię widzieć. Nie robi tego z uprzejmości. Dzieci są takie... dosłowne. Zapraszają tylko tych, których lubią i koniec. Więc, dlaczego dziecku robić przykrość? I swojemu, i solenizantowi? 
Po drugie: im dzieci częściej się widują (wiem, że od poniedziałku do piątku z niektórymi to AŻ za dużo), tym ich więź się bardziej zacieśnia. Tworzą się przyjaźnie, które również bardzo istotnie budują tożsamość młodego człowieka. Uczą, naprawdę uczą - inności, wrażliwości i zaznajamiają ze światem. Często takie spojrzenie na inną rodzinę jest ciekawym przeżyciem - jej relacje mogą być dobrą nauką albo przestrogą dla nas Rodziców.
Po trzecie: jakie drogo?! Prezenty na koleżeńskie urodziny, to małe podarunki. Zawsze staramy się robić prezenty do 50 zł, czasami 60 zł. Kiedy zorganizowaliśmy takie urodziny dla Mai w klubie zabaw dla dzieci, to tak naprawdę mieliśmy ogląd na to, jakie "robi się prezenty". Prezenty mieściły się w przedziale 30-60 zł. Nie, nie biegałam po sklepach i nie sprawdzałam cen (bardzo tego nie lubię!), ale mam świadomość, ile kosztuje lalka Barbie albo gra edukacyjna czy książeczki z naklejkami itp. Odetchnęłam z ulgą, bo prezenty są w granicach zdrowego rozsądku. Poza tym warto spojrzeć na koszty, jakie ponosi rodzic organizując takie urodziny. W popularnym u nas klubie zabaw wynosi on 30 zł za dziecko + kawa, ciasto dla rodzica.
Po czwarte: nie było to uwzględnione, ale takie urodziny, to świetna okazja do spotkania się RODZICÓW! Na pierwsze koleżeńskie urodziny Maja została zawieziona przez mojego Męża i odebrana po zakończeniu. Mąż mówił, że niektórzy rodzice zostają... Trochę mnie to zdziwiło. Po co zostają? Pilnują swoich dzieci? Na kolejnych urodzinach również została sama. W sumie to dobra okazja dla rodziców pobycia sam na sam albo załatwienia swoich spraw. Na trzecie urodziny pojechałam z nią. Chciałam zobaczyć, o co chodzi w tym wszystkim. Zostałam i teraz jeżdżę już na każde urodziny. Dzieci bawią się pod okiem opiekunki, a rodzice rozmawiają. Najczęściej na temat dzieci, ale jest tak przyjaźnie, każdy każdego rozumie. Dochodzimy do wniosku, że mamy te same problemy. Podrzucamy sobie pomysły na złagodzenie jakiejś sytuacji. Radzimy się, wspieramy. I mimo że jest to chwilowe, to później spotykamy się w przedszkolu zaprowadzając lub odbierając swoje pociechy i łatwiej... rozmawiamy. Nawiązujemy ze sobą nici porozumienia. Nasze dzieci naprawdę nas łączą.



Dzisiaj przeszłam na kolejny etap. Jedna z mam zaprosiła Maję i przy okazji mnie (nie mogłam nie skorzystać!) na odwiedzenie ich w domu. Okazało się, że będą jeszcze dwie mamy z dziećmi. I wiecie co? Było fantastycznie! Dzieci bawiły się świetnie. Maja zobaczyła, jak mieszka jej koleżanka, jakie relacje łączą jej rodzinę i na sam koniec stwierdziła, że chce zostać jeszcze 5 godzin. A Mamy mogły porozmawiać o swoich pociechach i poczuć się mniej samotne i zagubione na obecnym etapie rozwojowym naszych dzieci. Naprawdę doszłyśmy do wniosku, że mamy te same problemy. Choć słowo problemy jest zbyt wyolbrzymione. W naszych domach dzieje się podobnie. Nasze dzieci fundują nam te same skoki ciśnienia. Padło kilka cennych rad ze strony mamy, która zachowuje zimną krew w sytuacjach kryzysowych. Chcę z nich skorzystać. Teraz planuję zaprosić te Mamy do siebie. Podsycić tym przyjaźń naszych pociech i być może zacieśnić bliższe relacje z nimi. Czas pokaże. Po dzisiejszym dniu jestem naładowana pozytywną energią!







Zmieniając zupełnie temat. Testuję obecnie krem Avon Nutra Effects, więc niebawem relacja. W przyszłym tygodniu mam otrzymać przesyłkę z butelką i bidonem od OKT Kids. Miałam się rozglądać za bidonem dla Wojtka (oby nie był różowy!). I jeszcze późnym wieczorem dostałam maila od Le Petit Marseillais - wygląda na to, że szykują dla mnie pachnącą przesyłkę :) To był naprawdę świetny dzień!



2 komentarze:

  1. Lubie takie mamusiowe spotkania. Teraz niestety z tym ciężko, bo nie znam tutaj zbyt wiele osób, ale jakoś daje rade :)
    Byłam już na kilku takich imprezach urodzinowych i zawsze było fajnie. Dzieciaki bawią się w swoim towarzystwie, a rodzice mają czas na pogaduchy. Czekam tylko, kiedy Julita będzie już większa, bo jednak jeszcze muszę za nią biegać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ! Bardzo zazdroszczę takich wypadów urodzinowych :) Moja córcia ma zaledwie 17-scie miesięcy imprezy jeszcze przed nami. Niestety nie mam wokół mam z dziećmi.. i jesteśmy trochę "samotne" z tego wzgledu.. Mam nadzieję że kiedy mała pójdzie do przedszkola to to się odmieni :) pozdrawiam i Zapraszam do siebie http://mlodamamabloguje.piszecomysle.pl

    OdpowiedzUsuń